niedziela, 9 czerwca 2019

1.23 Pieprzona rzeczywistość

- O dzień dobry Pani Wandziu co tam się stało ?  - Pani Wanda była moją sąsiadką miała koło 80 lat, była osobą spokojną i samotną nie lubiła wpieprzać się w czyjeś życie
- Szymuś coś mi się z telewizorem stało możesz zobaczyć ?
- Jasne tylko wezmę kluczę - Miałem już zamykać mieszkanie kiedy usłyszałem dźwięk telefon - To ja zejdę do Pani tylko odbiorę - Zszedłem z powrotem do mieszkania, dzwonił Nowak nie za bardzo chciałem odbierać, ale w sumie nie było wyjścia.
- Tak Jacku...., ale jak to ? Jasne będę jutro rano - W ogromnym szoku rozłączyłem się i odłożyłem telefon. Ola chciała ze mną rozmawiać podobno wszystko się wyjaśniło.

***

 Popatrzył na mnie ze współczuciem, chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie chciałam go słuchać bez słowa wstałam i wyszłam z gabinetu.

To co usłyszałam brzmiało jak pieprzony koszmar, sen z którego pragnęłam się obudzić skierowałam się w stronę parku, godzinami spacerowałam i rozmyślałam w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam płakać, w pobliskim barze zamówiłam pare kolejek chciałam zagłuszyć ten wewnętrzny pieprzony ból, który tkwił gdzieś wewnątrz mnie chciałam zagłuszyć jego słowa to co mi powiedział, zapomnieć o tym chodź na chwilę i znowu poczuć się tak jak przedtem, ale to nic nie pomagało z każdą kolejną kolejką nie czułam różnicy nie czułam żeby coś się zmieniło te słowa cały czas tkwiły mi w głowie te głupie 5 słów, a czułam jak by wszystko w co wierzyłam gdzieś przepadło, umarło. Dopiero po 2 piwach i paru kolejkach czułam jak się inaczej, ale mimo tego te słowa krążyły w mojej głowie jak jakaś pieprzona piosenka, której nie mogę zapomnieć. Mój telefon od paru godzin dzwonił i dzwonił, nie chciałam z nikim rozmawiać dla tego w końcu go wyłączyłam jedyne czego pragnęłam to zostać sama ze sobą.

Wyszłam z baru, miałam już dość alkoholu który mimo tego, że uderzył mi do głowy nie zagłuszył mojego bólu nie spowodował, że zapomniałam. Poczułam jak drobne kropelki deszczu zaczęły obmywać moją twarz, nie mineło wiele czasu a chodziłam w deszczu który rozpadał się na dobre. Nie chciałam wracać do domu, siedzieć sama w czterech ścianach, nie chciałam też niczyjego pieprzonego współczucia, jedyne czego chciałam to żeby to wszystko okazało się snem, chciałam aby deszcz zmył ze mnie ten pieprzony ból, który rozdzielał mnie od środka, ludzie pytali czy wszystko dobrze ? Czy coś się stało ? Nie potrafiłam im powiedzieć, bo co miała bym powiedzieć, że właśnie zawaliło mi się życie, dla tego też szłam dalej bez słowa, nie zwracając uwagi na nic.

***

Trochę się zasiedziałem u Pani Wandy zegarek wskazywał już 21, już dawno chciałem wracać do domu, ale ona nalegała żebym został nie miałem serca jej odmówić, była samotna nie miała nikogo, Aśka i tak nie odbierała więc postanowiłem dotrzymać jej towarzystwa.
- Pani Wandziu dziękuje, za ciasto herbatkę ale ja już naprawdę będę się zbierać jutro do pracy - Wstałem od stołu kierując się w stronę wyjścia
- No dobrze, dziękuje Ci jeszcze raz - Uśmiechnęła się do mnie
- Nie ma za co dobranoc - Uśmiechnąłem się do niej i wyszedłem. Wchodziłem właśnie po schodach do siebie, kiedy byłem już prawie na górze dostrzegłem postać. Całą przemoczoną, miała spuszczoną głowę, dopiero po chwili ją rozpoznałem
- Boże Aśka - Wbiegłem po 2 schodki - Co się stało ? - Ona dopiero po chwili podniosła wzrok, oczy miała czerwone od płaczu, nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. - Chodź szybko do domu przeziębisz się - Pomogłem jej wstać, działała jak w transie. Jej oczy były puste nieobecne, przepełnione żalem. Nie odzywała się ani słowem, w milczeniu wykonywała moje polecenia, wepchnąłem ją do łazienki, z ręcznikiem i czymś do przebrania.
Martwiłem się cholernie się o nią martwiłem, nie miałem pojęcia co się stało czy ktoś ją skrzywdził, dla czego jest w takim stanie. Gdyby ktoś ją skrzywdził, nie wybaczył bym sobie tego, nie wybaczył bym sobie tego, że nie potrafiłem jej ochronić przed złem tego świata, z pozoru Aśka wydawała się silna i niezależna, ale w głębi duszy była cholernie wrażliwa i delikatna. Oddał bym wszystko, żeby ochronić ją przed całym złem tego świata.

                                                                                       ***

Do końca nawet nie wiem jak i kiedy wylądowałam u Szymona w mieszkaniu coś mnie tu przyprowadziło, jakaś niewidzialna siła przyprowadziła mnie prosto pod jego drzwi. Teraz stałam pod prysznicem, ciepła woda spływała po moim ciele, ale nie zabierała tego bólu, to było gdzieś w środku mnie, siedziało tak głęboko we mnie, nawet sama nie wiem czy potrafiłam jeszcze płakać. Nie mam pojęcia ile tak stałam, jak długo woda obijała się o moje ciało.

- Asia nic Ci nie jest ? Wszystko gra ? - Usłyszałam nagle pukanie do drzwi  i jego cichy szept, on martwił się o mnie jak nikt inny. Nie odezwałam się ani słowem, dopiero po chwili wyszłam z łazienki. On na mnie czekał, z ciepłym kocem w dłoniach. Nie potrafiłam na niego spojrzeć, nie umiałam spojrzeć mu w oczy, powiedzieć co kolwiek bo co miałam mu powiedzieć,jak ubrać to w słowa. Po chwili poczułam jak okrywa mnie kocem i mocno przytula, jego dłoń gładziła moje plecy, jego usta cicho szeptały mi do ucha, że wszystko będzie dobrze, niewytrzymała i wybuchłam płaczem. Czułam sie przy nim bezpiecznie cholernie bezpiecznie, ufałam mu jak nikomu innemu.  Był dla mnie kimś wyjątkowym, kimś najważniejszym nie potrafiłam wyznać mu prawdy, a jednocześnie nie potrafiłam go dalej oszukiwać.

                                                                                     ***

Przytuliłem ja najmocniej jak tylko potrafiłem, ona wtuliła się we mnie jak małe bezbronne dziecko, czule gładziłem jej plecy i cicho szeptałem, po chwili rozpłakała się jak nigdy przedtem, tuląc się jeszcze mocniej, jak by chciała się schować przed całym światem, przed czymś co ją tak bardzo przeraziło.
- Co się stało ? Ktoś Cię skrzywdził ?  - zapytałem delikatnie ona nie odpowiedziała, jej płacz był spazmatyczny. Płakała i trzęsła się, krajało mi się serce. Nie potrafiłem patrzeć na jej cierpienie, na to jak płaczę, to wszystko powodowało, że rozpadałem się od środka na maleńkie kawałeczki, moje serce krajało się z każdą jej najdrobniejszą łza. Delikatnie odsunąłem ją od siebie ujmując jej twarz w moich dłoniach, kciukiem otarłem jej łzy
- Maleńka co się stało ? Możesz mi zaufać - Wyszeptałem patrząc jej w oczy. Ona chwile się zawahała, po chwili otworzyła usta
- Szymon.... ja- Mówiła powoli jak by szukała słów - Ja ... mam... białaczkę -  Rozpłakała się ponownie, te słowa zadziałały jak kubeł zimnej wody, jak cios w pysk
- Jak to ? To nie możliwe
- Byłam na badaniach okresowych, ja umieram rozumiesz - Zaczęła krzyczeć i płakać
- Ej spójrz na mnie, białaczka to nie wyrok słyszysz ! - Patrzyłem w jej oczy, czułem jak po moim policzku płynie łza. -  Wygrasz tą walkę rozumiesz ! Wygrasz a ja Ci pomogę
- Szymon nie ! Nie będziesz na to wszystko patrzeć ! - Kręciła głową, płakała - Nie rozumiesz nie !!! Zostaw mnie, po prostu mnie zostaw !! - Zaczęła bić mnie po klatce piersiowej, nie myślałem wiele, złapałem ją za nadgarstki i przyciągnąłem do siebie. Złożyłem na jej ustach pocałunek, z początku się opierała ale po chwili poddała mi się. Kiedy oderwaliśmy się od siebie spojrzała na mnie, po chwili poczułem jej dłoń na moim policzku, zanim się zorientowałem wybiegła...



1 komentarz: